poniedziałek, 29 maja 2017

Gdy Mateusz śpi...

   
  Mateuszek jak się urodził był bardzo grzecznym dzieciątkiem. Szczerze mówiąc nie zaznałam prawdziwego macierzyństwa jak to mówią wszyscy dookoła. Nawet nie wiem co to kolki, bóle brzucha i inne przypadłości wieku niemowlęcego. Nie bujałam bo nigdy tego nie nauczyłam. Dziecko jak czegoś nie zna nie domaga się tego. Natomiast spać uczyłam go od razu w swoim łóżeczku, wiec nie mam problemu z kładzeniem małego. Odkładam i śpi... Lecz teraz gdy Mateusz stał się bardziej świadomym maluchem i gdy po raz pierwszy stanął na nóżkach w grzecznego aniołka wcielił się szatan :) i to dosłownie :) Uwierzcie mi nie mam chwili nawet zjeść. Mój synek się budzi i od razu rozgląda się wokół co zbroić. Najlepiej zepsuć. Grzebie we wszystkich szafkach, zrzuca wszystko. Całymi dniami waruje przy łazience bo bardzo lubi się kąpać i wymusza żeby go tylko włożyć do wanny. Wymusza przeraźliwym płaczem. No wiadomo nie mogę zostawić otwartych drzwi bo jeszcze jakiegoś domestosa wypije. A jak nie łazienka to może coś zdejmę ze stołu? Właśnie! Wszystkie posiłki jakie jem muszę dawać Mateuszowi. Tak! Stoi przy nodze i mędzi pomimo iż jest najedzony. Więc z jednej strony piesek Kirka z drugiej zaś Mateuszek. Moze to i dobre. Muszę zdrowo jeść.
 Jedyny czas kiedy mogę coś zrobić dla siebie to wtedy gdy Mateusz śpi... Pierwsza drzemka, mam czas na kąpiel i śniadanie. Druga drzemka przygotowanie obiadu, ogarnięcie mieszkania. Reszta dnia tylko ja i Mateusz. No i Kuba jak wróci z pracy. Prawdziwa domowa sielanka. Ale powiem Wam jedno. Kocham ten okres!!! Mateusz teraz zaczyna dopiero poznawać świat. Uczy się mówić. Jest z nim kontakt. A ja znów młodnieje ;) bawimy się, wspólnie wygłupiamy. To jest czas dla nas! Korzystamy jak tylko możemy. Tych chwil nikt nam nie zabierze.
A jak u Was wygląda etap "dojrzewania"?

czwartek, 25 maja 2017

Pierwszy lot za nami... czyli bobas pod chmurami :)


Jak każdy rodzic często boimy się pierwszych razów naszych dzieci. Jak zareagują w nowej sytuacji. Czy im się coś spodoba czy też nie. I tak jest od chwili narodzin. Wszystkie gadgety, rozszerzenie diety. Ciągła obserwacja czy wszystko jest okej. Czy malutki organizm dobrze przyswoił nowości. Po tych wszystkich trudnych początkach macierzyństwa Sokołom przyszło się zmierzyć z podróżą samolotem. I powiem Wam że przeżyliśmy. Mateusz też! A cała podróż była tak wspaniała że rozglądamy się znowu za jakaś wycieczką ;) Dzisiejszy wpis jest dla tych którzy pierwszy raz wybierają sie w podróż samolotem. Dlatego wszystko opisuję krok po kroku :) Dla sprostowania to nie był nasz pierwszy lot, to był pierwszy lot naszego Mateuszka!
My wybraliśmy się na Wyspy Kanaryjskie a dokładnie na Fuerteventurę. Początkowo nie spojrzałam ile czasu się leci. Później gdzieś w internecie wyczytałam że na podróż z maluszkiem wybierać się najlepiej na krótkie odległości. A my jak zwykle z grubej rury. Co to dla nas 5 godzin lotu, co to dla Mateusza ;) skoro starzy lubią latać to i on polubi. Przecież to nasze geny ;)
Wylot mieliśmy z Warszawy, dokładnie z Okęcia. Więc 5 godzin lotu plus 3 godziny jazdy autem. Brawo my! Nastał wyczekiwany poniedziałek. Komu w drogę temu czas. Zapakowaliśmy toboły do auta i pojechaliśmy do Warszawy. Gdy wyjeżdzamy na zagraniczne wycieczki samolotowe na lotnisko zawsze jedziemy  autem a te zostawiamy na parkingu przy lotnisku. Skąd busem nas zawożą na lotnisko. Te parkingi bardziej się opłacają niż parking centralnie na lotnisku. Za 8 dni parkowania zapłaciliśmy 69złotych. To chyba dobra cena?! Dla nas bardzo. No więc zostawiliśmy auto i dwie godziny przed odlotem pojawiliśmy się na lotnisku. Na całym lotnisku są monitory z wyświetlanymi przylotami i odlotami. Na tablicy odloty pojawił się nasz lot i numer stanowiska odprawy. Podeszliśmy zgodnie ze wskazówką. Tam daliśmy swoje paszporty zważyliśmy torby, które trafiły już do samolotu i dostaliśmy bilety.

Oczywiście do samolotu wysłaliśmy główny bagaż. Natomiast przy sobie zostawiliśmy bagaż podręczny i wózek Mateuszka. Tym razem jak się leci z takim małym szkrabem caly bagaż podręczny należy praktycznie do niego. Bo przecież dziecko musi coś jeść. No i rzecz jasna czymś przez te 5 godzin sie zająć czyli ulubione zabawki. A jeżeli sie ubranie dziwnym trafem zabrudzi? Musi mieć na zmianę. A jeżeli będzie zimno? Musi być kocyk. No i przecież trochę pampersów... Pierwszy raz przyznam się leciałam w podręcznym bagażu z jedzeniem. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak wpuszczają na pokład z jedzeniem. I teraz już wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Rodzina przechodzi inna bramką jeżeli dziecko jest małe i jeździ wózkiem. A tam już nie ma aż takiego rygoru. Wykładasz jedzenie, i reszte mandzuru na taśmę. Wózek wkładasz też na inną taśmę a Ty sama przechodzisz przez bramkę z dzidziusiem na ręku. Kiedyś podobno kazali rodzicom próbować jedzenia. Teraz mają specjalne testy i na spokojnie wnosisz jedzonko. Więc i Twoje dziecie nie chodzi głodne. Szczerze powiem że i ty nie chodzisz głodna. Bo widziałam ludzi którzy przechodzili z kanapkami pomimo posiadania niemowlaka. My przeszliśmy z 3 litrami wody ;) Po przejściu przez kontrolę udaliśmy się pod bramkę (gate) o numerze który jest napisany na bilecie a jak nie to na tablicy. To stąd będziemy lecieć na Fuerte. Po odczekaniu około godziny zaprosili nas na pokład. Mieliśmy z Jakubem plan. Ululać Mateuszka przed samym wejściem do samolotu. I wszystko by się udało gdyby nie stewardesa. Maluch zasnął w ramionach taty. Weszliśmy do samolotu,wózek zostawiliśmy przed wejściem , czekamy aż ludzie przed nami usiądą i tu nagle przez głośnik informacja. A że staliśmy w takim miejscu że nad głową mieliśmy głośnik Mateusz od razu się obudził więc cały misterny plan na marne. I tu chciałabym podziękować kochanym Paniom które rozdawały miejsca w samolocie. Dały nam A i C gdzie myśleliśmy początkowo że  B zajmie ktoś inny i będzie między nami siedział a jak się okazało to było takie nieoficjalne miejsce Mateuszka. Miejsca wolne w samolocie zostały po prostu przydzielone po cichu nam rodzinom z niemowlętami i chwała im za to! Inaczej przez 5 godzin z maluszkiem na kolanach. A tak Mateusz miał swój rewir na zabawki ;) zanim samolot wystartował poproszono nas o zapięcie pasów. I w tym momencie dostaliśmy pas dla Mateusza. Tak ,podczas startu niemowle musi być przypięte pasem do pasa jednego z rodziców. I tu trafiło na mnie. Siedziałam przy oknie więc wiecej atrakcji dla Mata. W tym czasie Jakub przygotował małemu mleko. Więc gdy samolot zaczął się napędzać i powoli unosić daliśmy Mateuszowi mleko do picia. A to dlatego żeby ciśnienie nie zatykało mu uszu. I żeby aż tak bardzo nie odczuwał przeciążeń. Więc obyło się bez płaczu. Myśle że nawet nie zauważył kiedy wystartowaliśmy. Dla większych dzieci lub dorosłych proponuję rzucie gumy, picie wody lub przełykanie śliny. Po uzyskaniu odpowiedniej wysokości pozwolili odpiąć pasy. I tu już Mateusz rządził jak chciał. Dlatego ważne jest zabrać trochę ulubionych zabawek żeby dziecko się nie nudziło. Dorosły nie wie co ze sobą zrobić przez tyle godzin a co ma powiedzieć dziecko? Bawiliśmy się z nim, trochę zjadł i poszedł spać. Zaczepiał wszystkich wokół. Nawet koledzy do niego przychodzili pokazując nowe zabawki albo po prostu poprzytulać. Ale to taki starszy chłopiec tulił Mateuszka i mówił kochana dzidzia. Chyba chce mieć rodzeństwo ;) no co rodzice działamy :). Kolejna sprawa przewijanie. Przebranie pieluchy na samolocie to też żaden problem. Toalety zawierają przewijak. . W razie awarii wiadomo gdzie trafić ;)
W samolocie bardzo szybko minął nam czas. Mogliśmy razem poprzebywać. Po paru godzinach lotu nadszedł czas lądowania. I to znów ten sam schemat. Mleko celem odblokowania zatkanych uszu. I co? I jesteśmy na Kanarach. Udało się! Wysiadamy z samolotu. Idziemy po walizki. Pod nazwą miasta z którego przylecieliśmy na taśmach zaczeły wyjeżdzać bagaże .Obok na taśmie pod nazwą specjalnego bagażu leżały wózki. Pierwszy lot za nami. Bierzemy nasz bagaż i idziemy w stronę rezydenta biura podróży, a on nas już odpowiednio pokieruje do autokaru, który przetransferuje nas do hotelu. My z naszej podróży zadowoleni. I gorąco polecamy. Nie miejcie oporów podróżowania z maluchem. To jest ogromna frajda. I na pewno nie męczarnia. Dla nas coś wspaniałego i na pewno powtorzymy :)


wtorek, 9 maja 2017

Hamburg i okolice

Co warto zwiedzić w Hamburgu? Dowiesz się tego wszystkiego właśnie tu. Z racji tego że te miasto niemieckie jest często przez nas odwiedzane postanowiłam trochę je Wam przybliżyć.
Hamburg jest wielkim miastem portowym ale paradoksalnie nie leży nad morzem. Do morza jest jakieś 80 km. Natomiast położony jest  nad rzeką Łaba (Elba),której ujście jest w morzu Północnym.
Hamburg tętni życiem o każdej porze roku i dnia. Jest doskonałym miastem pod względem zakupów, zwiedzania czy imprez. Każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Ponieważ my Sokoły nie bardzo lubimy zabytków na naszej stronie dowiesz się co możesz zwiedzić innego.



PARK MINIATUR (Kehrwieder 2-4/Blok D, 20457 Hamburg, Niemcy)
Jest to miejsce bardzo ciekawe i godne polecenia. Atrakcja dla dużych i małych. W pomieszczeniach magazynowych umieszczono ogromne makiety ze znanych nam miast. Każda makieta porusza się na swój sposób. Pokazane jest życie w danym mieście, łącznie ze wschodem i zachodem słońca. Przebywając dłużej przy danej makiecie mamy możliwość uczestniczenia w wypadku samochodowym lub pożarze i przyglądania się całej akcji ratowniczej. Poza tym możemy zaobserwować jak startują i lądują samoloty a nawet poczekać na lot naszego słynnego polskiego LOTU.


FISCHMARKT 
Targowisko miejskie odbywające się w każdą niedzielę w godzinach porannych. Uwielbiam tam jeżdzić! Można na nim kupić od ryb , owoców, słodyczy czy kwiatów po ubrania i inne gadgety. A całość można uwieńczyć pysznym piwkiem w głównej hali przy dźwiękach muzyki. Zawsze organizowany jest jakiś koncert. Fajna sprawa. Poza tym jeżeli nie jesteśmy zainteresowani kupnem niczego na targu warto jednak odwiedzić to miejsce by zobaczyć jak urządzane są licytacje danych produktów.

ELBTUNNEL
Jeżeli jesteś już na Fischmarkcie to jesteś obok przejścia pod rzecznego na drugą stronę. I warto zrobić sobie taki spacerek na drugi brzeg. Możesz również przejechać się tam rowerem. Dziwne uczucie jak masz nad sobą rzekę!

PORT
W tym miejscu mowa o Fischmarkcie da się również zauważyć że  znajdujemy się w porcie Hamburga. I tu warto przepłynąć się statkiem. I wcale nie trzeba płynąć na jakąś zorganizowaną wycieczkę. Bowiem w Hamburgu działają tzw wodne busy. Można płynąć niektórymi statkami na bilecie autobusowym a to znaczy że należą do komunikacji miejskiej. Więc w cenie sieciówki bądź po zakupie jednorazowego biletu możesz przepłynąć się statkiem.

KRAMERAMTSSTUBEN
Jedne z najstarszych zabudowań Hamburga. Kiedyś zamieszkiwane przez wdowy z urzędu Kramer. Dziś znajdują się tam małe sklepiki, galerie i restauracja, Warto tam zajrzeć ze względu na ich sposób zabudowy. Są położone blisko siebie, tworząc korytarz.

RATHAUS i pobliskie sklepy
Warto wybrać się do centrum Hamburga, Tam znajdziesz wiele restauracji, sklepów oraz wielki ratusz będący symbolem miasta. Zaraz obok między kanałami znajdują się pasaże handlowe.. Prawdziwy szał zakupowy. To tu zaopatrzysz się w markowe ciuchy znanych projektantów.

FLOHMARKT
Jak jesteśmy już przy zakupach a Ty jesteś fanem pchlich targów warto wyszukać w pobliżu jakichś flohmarktów. Są to tzw targi rzeczy używanych. Ludzie chcąc pozbyć się swoich starych nieprzydatnych rzeczy wystawiają się na tych targach. Czasami można znaleźć na prawdę fajne i wartościowe rzeczy, A często i nowe za połowę ceny. Także warto zajrzeć i w takie miejsca.
REEPERBAHN ST. PAULI
Ulica wzdłuż której znajdziecie wiele knajp i dyskotek.  To tutaj tętni hamburskie życie.Poza tym niegdyś ulica na która przybywało wielu marynarzy z pobliskiego  portu. St. Pauli - Dzielnica "rozpusty". To tu znajdziesz wiele klubów nocnych, sex shopów i erotycznych teatrów.   A nieopodal na Herbertstrasse znajduje się tzw żelazna brama przez którą mogą przejść tylko mężczyźni rządni wrażeń. Podobno tam przez witryny domów publicznych panie zapraszają do skorzystania z ich usług. Kobiety "turystki" są bardzo niemile widziane i bardzo źle traktowane przez tamtejsze prostytutki. Dlatego miłe Panie zdjęcie i uciekać stamtąd.



No i oczywiście na koniec muszę opisać moją ulubioną atrakcję:
HEIDE PARK (Soltau)
Park rozrywki oddalony około 70km od Hamburga w kierunku Hannoveru. Można tam dojechać autem lub pociągiem. Czynny od kwietnia. Bardzo fajny i godny uwagi park dla dużych i małych. Koszt wstępu około 50 euro. Dużo atrakcji. Można fajnie spędzić czas z rodziną. My jednak jesteśmy fanami rollercoasterów i powiem Wam,że całkiem niezłe te kolejki. Nawet w niektórych przypadkach przysporzyły mi dużo adrenaliny. Ale nie zdradzę szczegółów. Na pewno za każdym razem jak tylko będziemy w Hamburgu odwiedzimy Heide Park!