niedziela, 10 grudnia 2017

Salatka z sosem musztardowo miodowym

Tak od dwoch dni randkujemy sobie z Kubusiem i testujemy rozne przepisy na salatki. Dzisiejsza podbiła nasze kubki smakowe na amen♡ Zatem sprzedajemy Wam przepis:
Składniki: roszponka , avocado, oliwki zielone, cebula, pomidor, ogórek, ser pleśniowy lazur, pestki dyni
Sos : musztarda, ocet jabłkowy, oliwa z oliwek, miód
Składniki do sałatki mieszamy wszystkie razem. Oczywiście odpowiednio pokrojone. Na koniec polewamy sosem który przyrządzamy w taki sposób: dwie łyżki musztardy, jedna łyżka miodu, jedna łyżka octu i tyle oliwy żeby konsystencja była w miarę płynna. Tak przyrządzonym sosem polewamy sałatkę. Jest pyszna! Życzymy smacznego :)




poniedziałek, 4 grudnia 2017

Jak wazna jest dla nas rodzina...

Temat dosc kontrowersyjny. Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach... moze i racja ale coz by bylo gdyby ich nie bylo? Ja nie umiem sobie tego wyobrazic. Nie umiem sobie tego uzmyslowic ze kiedys bedzie inaczej. Przeciez wiadomo jak kruchy jest los ludzki. I nie zawsze bedziemy mogli spotkac sie w tym gronie. Narazie poki co jestesmy razem. Mozemy spotkac sie, porozmawiac. Wiadomo jak w kazdej rodzinie bywaja klotnie. Ale przeciez to nie od dzis wiadomo ze ile ludzi tyle zdan. Po to Bozia dala nam mozg :) ale czy warto przez glupia roznice zdan nie odzywac sie do najblizszej mi osoby? Do mojego rodzenstwa czy co gorsza wlasnej rodzicielki? Zobacz jak ciezko jest wychowac takiego malego czlowieka. Nie wspomne juz o tych wszystkich ciezkich porodach, "cudownym" karmieniu piersia itp itd. A przeciez matka to tylko czlowiek, ma prawo do bledu... a skoro jestes juz duzy i to czytasz to znaczy ze ta kobieta dala z siebie wszystko zebys byl w tym miejscu co jestes. Moze nie przelewalo się, moze nie miales tego co inni ale wiedz miales wszystko  najlepsze co Twoja mama mogla  Ci dać. Ja wiem ze dostalam wszystko od swojej mamy. I wiem jak bardzo mnie kocha. Dlatego nigdy nie zrobię jej tego ze nie bede sie do niej odzywac;) My sie szanujemy. Jest najlepsza babcią dla Mateuszka. Ale nie jedyną. Mateusz tez ma drugą babcię którą też bardzo kocham. Traktuję ją jak mamę. Widzicie da się żyć z tesciową... a ja mam najlepszą na świecie. Mamy również te szczęscie ze zyją nasze babcie. Mateusza pra babcie. Nie wyobrazam sobie ze moglo by ich kiedys zabraknac. Nie wyobrazam sobie tez zeby nie spedzic z nimi swiat. Przeciez one tak bardzo nas kochaja, a my je, oczywiscie. To chodzące legendy. Uwielbiam sluchac dlugich historii z ich zycia. Niby nie tak niedawno a zupelnie inaczej. Nasza rodzina jest bardzo zzyta. Raczej sie dogadujemy. I wszystkie wolne chwile spedzamy razem. Życzę Wam wszystkim tak wspanialej relacji. Za trzy tygodnie są święta. Jest to niezwykly czas aby wszystko naprawić. Dlatego nie ma co się dąsać tylk trzeba chwytać za telefon. Nie wazne jak bardzo jestescie skloceni, pamiętaj że ta osoba czeka na Twoj telefon. Zblizaja się swieta. Jest to czas szczegolny. Magia swiat. Pusty talerzyk przy Wigilijnym stole. Moze wcale nie stać pusty tylko te miejsce moze zajac niegdys Ci bliska osoba... powodzenia!

środa, 25 października 2017

Nasze wielkie cyganskie wakacje

Tak jak obiecalam postanowilam zabrac Was w nasza najfajniejsza podroz ubieglych wakacji. Zatem do dziela!

W tym roku postanowilismy troche inaczej spedzic urlop. Wiadomka kazdy moze sobie kupic wczasy , wynajac domek i smignac z rodzina. Kazdy ale nie Sokoly :) Sokoly sa zadni wrazen :) my postanowilismy pojechac w podroż na poludnie Polski naszym pieknym Vanem i w nim caly tydzien spac! Moze to nie bylo by takie niewiarygodnie gdyby nie fakt ze zabralismy ze soba Jolę czyli babcie Mateusza a moją mamę no i malego rocznego Mateuszka. I tu pewnie lincz. Jak to z takim malym dzieckiem mozna spac w aucie. Otoż mozna i my to zrobilismy  i uwierzcie mi nie ucierpial na zdrowiu a wrecz byl bardzo szczesliwy ze byl bardzo blisko swojej szalonej rodzinki. No ale pytanie jak my zesmy sie tam wszyscy pomiescili? Otoz na sledzika :) hehe ale powiem jedno kazdy wrocil  wypoczety i zadowolony. Ej no bo po co komu van 7 osobowy jak w nim spac nie mozna? A wyobrazcie sobie jak cudownie jest kazdego dnia spozywac sniadanko w innym miejscu, np. na polanie z pieknym widokiem na gory? Tak, my tego wszystkiego doswiadczylismy a o tym nizej. Przyblizymy Wam troche naszego cudownego sierpniowego tygodnia

Nasza wielka cyganska tulaczka po polskich gorach z naciskiem na rodzinne parki rozrywki rozpoczela sie w poniedzialek w nocy. Kierunek Kraków! Dojechalismy na miejsce po ok. 7 godzinach. Zaparkowalismy blisko rynku i poszlismy zwiedzac. Akurat na rynku bylo bardzo regionalnie. Stragany z zywnoscią , tancerze w ludowych strojach. Bylo co robic. Poszlismy na Wawel, wypilismy piwko na statku. Cudownie uplynal nam dzien.

Co zatem warto zwiedzić w Krakowie? Na pewno Rynek. Tu znajdziemy wiele ciekawych i slynnych budynków takich jak np.Kosciól Mariacki czy Sukiennice. Starówka w Krakowie tętni życiem 24godziny na dobę. Z niej szybko i na piechotę można wybrać się na spacer nad Wislę a tam deptakiem na Wawel, gdzie zobaczycie slynny zamek, grobowiec królów polskich i prezydenta. Zwiedzanie tego wszystkiego zajęło nam jeden dzień.

Kiedy nadszedl wieczor musieliśmy zastanowić się gdzie bedziemy dzis spac? Kiedys jeszcze pare lat temu spalismy z Jakubem w aucie na rynku w Krakowie. Ale dzis? Czy nam sie chce w tym dzikim tlumie? Dawajcie jedziemy do Zatoru! Przeciez jutro caly dzien w Energylandii. I tak musimy tam jechac. Jak powiedzielismy tak zrobiliśmy. Wsiedliśmy w auto i  pojechalismy do Zatoru. Znalezlismy super miejsce na nocleg. Nawet ze stolikiem i laweczkami. No ale ze bylismy padnieci rozlozylismy nasze lozko ( siedzenia chowaja sie w podloge, wiec wchodzi duzy niebieski materac z welurem )i poszlismy spac. Gdy obudzilismy sie rano, okazało się ze obok nas stoi z 10 innych aut. Taki urok Energy. Wszyscy przyjezdzaja po nocy z calej Polski i dosypiaja pod. Wstalismy nad ranem. Zjedlismy na zacnych laweczkach sniadanko i do parku! Niedawno otworzyli strefe z basenami. Wiec przy tak pieknym upalnym dniu milo bylo miedzy jazdami rollercoasterami , poopalac się na lezaczkach i schlodzic w basenie. Wiadomo mama i Mateusz nie sa zwolennikami kolejek górskich dlatego taka strefa z basenami to była dla nich oaza. Nie nudzili się czekając aż my się najezdzimy.
Po calym dniu zmeczeni wsiedlismy do auta i w trasę. Obraliśmy kurs w stronę gór. Niestety po jakiejs godzinie kierowce znużyło. No z tym nie ma przelewek. Trzeba było zatrzymać się na nocleg. Zatrzymujemy sie na stacji. Po drzemce wstajemy i naszym oczom ukazuje się piekny widok na gory. Cos cudownego. Jedziemy troszkę dalej by znalezc kawalek polanki na piknik. Rozkladamy koc. Jemy.

No ale przeciez czlowiek po nocy by się wykapal! Tak! Jedziemy na termy! Cudowny poczatek dnia. Sniadanie na stoku, kapiel w goracych termach i teraz co? Jedziemy do Zakopca na zakupy :) Dzis nocleg w Zakopcu. Co mozecie zwiedzić w Zakopcu? Przeczytacie w innym poscie. https://usokolow.blogspot.com/2017/03/zakopane-dla-kazdego.html?m=1 Za to chcemy bardzo Wam polecic Owczarnie. Restaurację ktora znajduje się na Krupówkach. Jedzenie wspaniałe, atomosfera też. Codziennie do kolacji przygrywają górale. Za kazdyn razem jak jesteśmy w tamtych rejonach musimy zalecieć na Golonko!
 Kolejnego dnia wybralismy sie ,po termach rzecz jasna, do doliny Koscieliska. I wlasnie tam na szlaku zjedlismy sniadanko. Tak. Powiem Wam ze teraz jak jest zimno marze o takich uroczych sniadankach z widokiem, wsrod ciszy. Zawsze tak mialam ,ze gory wyjatkowo na mnie dzialaly. To tam tak naprawde się odstresowuje. Kocham gory!

 Naladowani energia po pysznym sniadaniu idziemy.dalej. Zobaczylismy skret na szlak do jaskini mroznej. Wogole ta nazwa nam nic nie powiedziala wiec stwierdzilismy ze idziemy! Mama wymiekla.  To byla najgorsza wycieczka w moim zyciu. Nigdy sie tak nie balam. Jak kazdy wie bylismy na szlak bardzo dobrze przygotowani. Mielismy na nogach japonki. A ubrani wiadomo w spodenki i koszulki. Poszlismy. Dopiero na gorze okazalo sie ze potrzebujemy odzienia. A nasze obuwie okazalo się najbardziej  niebezpiecznym na swiecie. Jaskinia mrozna jest zimna ,ma okolo 6 stopni . W srodku panuje wilgoć. Wszystkie kamienie są mokre i sliskie.  Powiem szczerze ze to bylo najdluzsze 200m w zyciu. Myslalam ze sie zabije. Na jakies 10 kroków poslizgelam sie z 20 razy. Wiec mozecie sobie wyobrazic. Mamy nauczkę! Nigdy wiecej nie pojdziemy w góry tak bardzo nieprzygotowani. To bylo bardzo nieodpowiedzialne. Po 4h zeszliśmy na dól naładowani adrenaliną. Wystarczyło nam żeby teraz móc wrocic znow do Zakopca.
 Kolejnego dnia postanowilismy pojechac na Slowacje do slynnej Tatralandii wodnego parku rozrywki. No ale po drodze, w pieknych gorach nie obylo sie bez pikniku. Tym razem po Slowackiej stronie. Takie miesce wybralisny ze nasze auto caly czas przyciagalo innych turystow. Kazdy zjezdzal z trasy bo myslal ze jakas atrakcja. Niestety, to tylko sniadanie Sokolow. Po sytym sniadanku dotarlismy na miejsce. Tatralandia jest parkiem polozonyn wsrod gor na dosyc duzej powierzchni.  Latem głownie wszystkie atrakcje są na zewnatrz. Zjezdzalnie, baseny, lezaczki...Animatorzy zabawiający doroslych i dzieci oraz koncerty.  Powiem szczerze ze te wszystkie zjezdzalnie robią wrazenie :)A bywaly momenty ze sie naprawde bardzo balam. Ale coz taka adrenaline bardzo lubie. Lepsze to niż jaskinia. W srodku parku natomiast termalne baseny, wodny bar i kilka rownież calkiem niezlych zjezdzalni. Dla fanow snurkowania specjalny basen. Tatralandia to taki wodny park rozrywki.  Mozna w te miejsce z powodzeniem wybrac sie z cala rodziną. Nawet kto nie plywa moze zrelaksowac sie na lezaczku . Jedzenie mozna wniesc swoje i zrobić ogromny piknik pod strzechą ale rowniez jest pelno restauracji dla tych co nie wzieli nic tak jak to bylo w naszym przypadku. Ceny przystepne, podobne jak w Polsce. Placi się zblizeniowo bransoletką. Przy wyjsciu uregulowuje się rachunek. Po calym dniu wymeczeni poszlismy spac by ostatni dzien spedzic znow w Zakopanem. Jak zwykle obkupieni w regionalne serki mozemy wracac.  No niestety co dobre szybko sie konczy. Mam nadzieję ze szybko tu jednak wrocimy. Caly wyjazd nalezal bardzo do udanych. Moje spostrzezenia co do spania w aucie? Wszystko super ale do takiego wyjazdu musi byc pogoda. My trafilismy ale nie wyobrazam sobie zeby caly czas padal deszcz. Ogolnie polecam jak chcecie byc blisko natury i swojej rodziny.  Bo tak naprawde 24h non stop razem. I to w tym wszystkim jest najlepsze! Za rok tez sie gdzies  wybierzemy. Juz nie moge sie doczekac!



wtorek, 3 października 2017

Biwak z maluchem. Krynica Morska

W weekend postanowiliśmy też pokorzystać troszkę z wakacyjnego słonka i wybraliśmy się nad morze do Krynicy morskiej. Jak każdy wie, jesteśmy stworzeni do wypadów nawet takich krótkich z namiotem na plecach. I tak było tym razem. Tyle że o jednego małego osobnika więcej. Tak! To był pierwszy pobyt Mateusza na polu namiotowym.
Wybraliśmy się już w piątek po pracy. A że ostatnio sprawiliśmy sobie wycieczkobus czyli rodzinnego 7osobowego vana to zabraliśmy ze sobą mojego brata z żoną oraz moją mamuśkę z koleżanką. Tak ! cała familia w jednym aucie plus bagaże. Po sam dach. Niby wyjazd na 2.5 dnia ale... miałam wszystko i nikt niczym mnie nie zagiął. Czego kto potrzebował Kasia miała! 
Około godziny 17 wyruszyliśmy. Z drobnymi przystankami na 20 byliśmy na miejscu. Jakub zabrał się za rozstawianie naszego namiotu. A ja poszłam z bratem szukać dla nich noclegu. No i tu pojawia się pytanie dlaczego nie spali w namiocie? Sama nie wiem... jakieś francuskie pieski heheh żartuję oczywiście. Moja szwagierka jest w zaawansowanej ciąży(prawie 8 miesiac) no i ma złamaną nogę :/ No więc właśnie ciężko jej tak pod namiotem spać więc postanowiliśmy poszukać noclegu. I tu doznaliśmy szoku. W okolicy pola namiotowego na każdym budynku widniała kartka BRAK POKOI... Na bookingu brak... Jedynie wolny był malutki domek z wersalką doklejony do domu. Jak to właścicielka nazwała awaryjny domek jak rodzina.się zjedzie. Nie mieliśmy wyboru. Wzięliśmy go. Powiem Wam mi się bardzo on podobał. Taki kameralny :) im na pewno tez :)



po rozpakowaniu wszystkich tobolow poszlismy na miacho cos zjesc :) Mateusz jak to dziecko swoich rodzicow do szczescia nic nie potrzebuje poza Zmiana klimatu, przycial wiec komara juz w wozku a my moglismy spokojnie bawic sie w Krynicy. Po wieczornych wojazach wrocilismy na kemping. Mlody z babciami do vana a my z Kuba nad morze :) milo tak posiedziec noca na plazy z ukochanym ... ale coż to?  Nie jestesmy sami... jest bardzo duzo osob. Glosna latino muzyka rozbrzmiewa na cala plaze... wszystkie pary tancza salse! Coż za piękny widok. Na piaseczku, roztańczeni... i tak zrodziło się nasze kolejne marzenie... nauczyć się salsy! Nauczyć sie tancow latino... ( na dzien dzisiejszy jestesmy po dwoch kursach ;)) Wrocilismy do namiotu nad ranem.
Kolejny piękny dzień w Krynce. Śniadanko jemy jak zwykle na polu. Taki mamy zwyczaj ze na sniadanko kupujemy buleczki chlebek wedlinki w spozywczaku zeby od rana nie pakowac w siebie tych fastfoodow. Teraz pewnie ktos zapyta ale przeciez sa sniadania w restauracji. No tak sa. Ale ja nie zjem jajecznicy przez kogos robionej a parowek wogole nie jem. A to zestawy standard? Wiec odpuszczamy. Wolimy  na lonie natury. Zreszta o takich sniadankach dowiecie sie wiecej z nastepnego wpisu o cyganskiej wyprawie.
 Ale coz Mateusz je na takich wyprawach? Ciepla butle ( mamy turystyczny czajnik wiec mamy ciepla wode) owoce , obiady w sloiczkach, obiad w knajpie ( zupa), serki , jogurty, kanapki. No i kasze. Je to co w domu. Bo  na biwaku jest jak w domu tyle ze blizej natury. Zreszta wychodze z zalozenia ze z dzieckiem mozna robic wszystko wystarczy chciec! Bo w zadnym wypadku ten maly rozkoszny czlowieczek nam nie przeszkadza. My jestesmy dumni ze mozemy mu cos nowego pokazac. I jak slysze wymowki ze nie jade bo sie umecze... kurde ludzie troche poswiecenia ;) moze dzieciak nie pamieta... ale ty pamietasz! Te cudowne chwile z rodzina. Teraz ci trudno? Pozniej bedzie jeszcze gorzej ;)
Reszte posilkow jadamy na miescie. Stad te odchudzanie po wakacjach haha! Po sniadanku standard plazing. Na Janusza rzecz jasna. 4 parawany, pol plazy zagrodzone. A to dlatego ze mamy psa. I chcemy miec dla niego wybieg, i cień i co tylko. Basen dla Mateusza. No i tyle dup ogrodzić. Kira nie wyskakuje za parawany. Wiec o tyle luz :) stawiamy namiocik plazowy dla Mateusza i parasol dla psa. Wszystko mamy na te dwa dni;) po plazingu i zjedzeniu tony gofrow i lodow na plazy wracamy na kwadrat. Kapiemy sie przebieramy i na miacho cos zjesc :) a to jakies karaoke zahaczyc czy dancing. Tak ! z Mateuszem. Jemu nic nie przeszkadza. Spi jak zabity :) a jeszcze lepiej tanczy! I po tak intensywnym dniu znow wracamy na kemping. Znow ciekawi co przyniesie nam kolejny piekny dzien :)

Zachecamy wszystkich do podrozy z malym szkrabem. Fajna sprawa. A w Krynicy polecamy : wesole miasteczko (osmiornica), latarnia morska, domek do gory nogami, dancing u Pirata no i club Copacabana czy jak to sie teraz nazywa. Dzikow sie nie bac, bo jak oswojone ;) milego wypoczynku w Krynce :)

piątek, 1 września 2017

Wrzesien! Koniec wakacji . Poczatek... walki z tluszczem

   Wlasnie weszlam na wagę. No i jak zwykle załamka. Co jest ze mną? Dwa miesiące folgowania i waga z pięć kilo na plusie. Dlaczego inne dziewczyny chudną w oczach? Szybko wracają do siebie po ciąży a ja nie mogę? Pewnie połowa z nas zadaje sobie takie pytania... ale nie martwcie się ta druga połowa codziennie wstaje rano patrzy w lustro i zadaje sobie pytania dlaczego ona nie ma takich włosów kręconych albo ma kręcone a marzy o prostych, albo że jest zbyt niska albo ma zbyt dużą stopę. Nigdy jeszcze nikomu nie dogodzono. Zawsze ktoś chce coś czego nie ma. To tzw. cudze chwalicie swojego nie znacie. Bo przecież ta grubsza kobieta ma wspaniałe piersi a ta szczupła piękne usta. Każda coś w sobie ma. Jak nie wygląd to chociaż charakter...
Ale wracając do mnie i tych kolejnych kilogramów które zalegają na sumieniu postanowiłam przetestować na sobie super oczyszczającą dietę (czyt. głodówkę) Ewy Dąbrowskiej. Całe 40 dni... za około tyle ide na weselicho i przydało by się parę kilo mniej. Ale może nie bedę sama? Czy ktoś jest chętny zacząć ze mna te 40 dni męki by być szczupakiem? Codziennie będę opisywać wrażenia i efekty. Dodatkowo do salonu postawiłam trampolinę, delikatny wspomagacz diety. Trzymajcie kciuki. Startujemy w poniedziałek... bo wiadomo wszystko zaczynamy od poniedziałku, poza tym w weekend jest zbyt dużo pokus ;) pozdro :)


wtorek, 18 lipca 2017

Grzyby. Dania z kurek


Jak zdążyliście zauważyć właśnie w pełni rozpoczął się sezon na grzyby. Na każdym rogu można spotkać sprzedawców grzybów a lasy dosłownie pękają w szwach. Uwielbiam ten czas! Ale uwaga! W tym roku jest szczególnie dużo kleszczy. Po ostatnim naszym leśnym wypadzie znalazłam u siebie około 6 sztuk. Kuba i mama podobnie. Dobrze że Mateusz się jednak uchronił. Kleszcze wielkości ziarenka maku. Trudno dostrzegalne. Proponuję po wyprawie do lasu dokładnie się przejrzeć.
Dziś chciałabym Wam przedstawić kilka propozycji podania grzybów. Rzecz jasna kurek. To są moje najbardziej ulubione i najczęściej używam ich w kuchni. Ale hola! Borowcami też nie pogardzę.
Kurki w śmietanie( sos do makaronu)

Obrane kurki wrzucam na patelnie z olejem lub oliwą. Podsmażam. Dorzucam cebulę pokrojoną w kostkę. Smażę dalej do uzyskania miękkości kurek. Solę i pieprzę do smaku. Na koniec dodaję śmietany. I gotowe. Ten przepis nadaje się do innych gatunków grzybów. Można grzyby w tej odsłonie podawać  również z makaronem.
Jajecznica z kurkami
Kurki podsmażam na oleju bądź maśle. Gdy już woda odparuje dodaję rozmieszane jaja przyprawione solą. Smażę do ścięcia się jajek.
Kurki smażone na maśle

Te wydanie kurek chyba najbardziej lubię. Kurki solę i smażę na masełku do uzyskania złocistego koloru. Jednak według nas kurki są lepsze te malutkie bo po usmażeniu robią się niezwykle chrupkie. Dlatego też przed smażeniem wszystkie grzyby tniemy na małe kawałeczki. I wtedy bitwa na talerzu nie jest tylko o małe kurki a o wszystkie grzyby! Bo naprawdę pyszne wychodzą.
Takie kurki są doskonałym farszem do różnego rodzaju tart czy ciasta francuskiego
Kurkowe krokiety
Ciasto na naleśniki. Zwykle robię na oko. W sensie mieszam wodę, mąkę i jaja. Tak około na 1 szklankę mąki daję 3 szklanki wody gazowanej plus jajo. Pamiętajcie im rzadsza mieszanka tym lepsze naleśniki. Po usmażeniu naleśników układamy na nich kurki i zwijamy w kopertę. Kurki które przyrządziliśmy według sposobu opisanego wyżej. Obtaczamy w jajku i bułce. Obsmażamy. Tym sposobem mamy pyszne danie wyśmienicie pasujące do barszczyku.
Zupa grzybowa
Do wody dodaję porcję rosołową oraz włoszczyznę. Gotuję na małym ogniu. Wrzucam do tego grzyby oraz ziemniaczki w kostkę pokrojone. Przyprawiam ( ziele angielskie, liść laurowy, pieprz, sól). Gotuję do uzyskania miękkich ziemniaków. Na koniec dodaję śmietanę i to cały mały pojemnik. Zupka pyszna na chłodniejsze dni.
No właśnie na chłodniejsze dni? A grzyby występują latem i jesienią? Otóż grzyby można suszyć oraz mrozić. My do suszenia używamy suszarki elektrycznej natomiast mój dziadek suszył zawsze przy kominku i na kaloryferach. Takie grzybki pysznie smakują zimą w zupce lub w Wigilinnych potrawach. A jak mrozić? Jest wiele szkół. Ja np. obieram ,myję te grzyby i mrożę. Później jak mam tylko ochotę wyciągam z zamrażarki wrzucam na patelnię i mam swoje ulubione , smażone na masełku. Ale inni mawiają że umyte grzyby zamrożone robią się gorzkie. Hmmm mi to jeszcze się nie zdażyło.
A Wy jakie potrawy proponujecie z tych pysznych leśnych rarytasków? Wiem wiem nie wspomniałam o wekach... ale myślę że to przy kolejnym artykule. A Wy jak macie ochotę podzielcie się przepisami nawet na kiszone albo w occie kurki. Obiecuję każdy wypróbuję i podzielę się na blogu.




poniedziałek, 19 czerwca 2017

Święta to komercha...

 

   Dziś chciałabym poruszyć temat ludzkiego albo i nieludzkiego podejścia do świąt. A że niedługo dzień ojca a dla tych co nie wiedzą to 23 czerwca więc temat na fali. U nas w rodzinie wszystkie święta traktuje się jak należy: świętujemy i to grubo. I nie mówię tu o ostrym zakrapianiu świąt tylko o tym że wszystkie dni świąteczne spędzamy w rodzinnym gronie. I celebrujemy. A w gronie rodzinnym to nie chodzi o naszą trójcę Sokołów tylko o naszą większą rodzinę zahaczającą nawet o moje kuzynostwo.
Nadchodzi Wigilia ubieramy wspólnie dzień wcześniej choinkę. Same święta spędzamy razem, śpiewamy kolędy, idziemy na Pasterkę. Tak dobrze się razem bawimy że Mikołaj przynosi nam za to duże prezenty. Tak! Chyba zawsze jesteśmy grzeczni.
Wielkanoc. Kiedyś razem nawet malowaliśmy pisanki. Dziś wielką sobotę spędza każdy u siebie na gotowaniu ale to nie znaczy że święta oddzielnie. Od wielkiej niedzieli do grubo polewanego poniedziałku jesteśmy razem. Pytanie co my tyle razem robimy? Powiem że nawet tańczymy albo gramy w gry rodzinne. Jest super. Od 30 lat spędzam tak święta i nigdy mi się to nie znudzi! Kocham ich wszystkich i lubię spędzać z nimi czas.
No dobra a co powiem o świętach pojedynczych, takich kiedy to nie przypada dzień wolny od pracy? Też spędzamy go razem ale po pracy. Niedawno był dzień matki. Moja babcia zaprosiła nas wszystkich na obiad. Każda z nas świętowała bycie mamą wspólnie. A ja dostałam od Mateuszka piękne kwiaty i ulubione słodycze. No widzicie? Od Mateuszka który jeszcze sam nie chodzi. I to jest piękne! Mój Kubuś pomyślał o mnie i Mateuszkowi pomógł podziekować za to że jestem jego mamusią. To jest cudowne. Nawet nie wiecie jak mi się wtedy zrobiło miło. Czy nie fajnie sprawić komuś bliskiemu trochę przyjemności? Życie jest jedno. Czemu ma nie być szczęsliwe i usłane różami? Czemu ma nie być zawsze miło i pięknie? Każdy jest wtedy uśmiechnięty.
Tak jak większość ludzi mówi że Walentynki to komercyjne święto i to jeszcze amerykańskie?! A czy nie jest cudownie spędzić z ukochaną osobą trochę czasu? Gdzieś wyjść? Szczególnie to jest święto dla tych osób co naprawdę rzadko razem wychodzą. Pretekst. Żeby w ich życiu coś się działo. Żeby małżeństwo do reszty nie uschło. I mogę się założyć że każdy w tym dniu czeka na jakaś niespodziankę. Bo miło być adorowanym i kochanym.0A powiedzcie mi nie kochacie swoich rodziców czy dzadków? Ja swoich bardzo dlatego gonie do nich z Walentynką :) i jest im bardzo miło. I nam też jak otrzymujemy od nich walentynkę.
A opowiem Wam jeszcze o dniu dziecka. W naszej rodzinie dzieci jest... narazie jedno Mateusz. Ale tak naprawdę to wszyscy jesteśmy dziećmi. I uwierzcie mi jak to śmiesznie u nas wygląda jak każdy się cieszy ze skromnego upominku który dostanie na dzień dziecka. Najgorzej ma chyba babcia bo musi kupić drobiazd trzem pokoleniom. Swoim dzieciom, wnukom i pra wnukowi Matiemu . Za to te wszystkie pokolenia przyjdą do niej świętować dzień babci.
No i tak więc pod koniec tego tygodnia jest dzień ojca... Oczywiście złożymy życzenia naszym ojcom ale i postaram się wszystko zrobić żeby ten dzień był wyjątkowy dla Jakuba. Przecież on też jest ojcem. A Mateusz kocha go najbardziej na świecie.
A jak jest u Was? Bardziej świętujecie czy traktujecie świąteczny dzień jak każdy inny?

czwartek, 8 czerwca 2017

Fuerteventura. Wyspy kanaryjskie. Co zwiedzić?



   Naszym ostatnim wakacyjnym wyborem stały się Wyspy kanaryjskie a dokładniej Fuerteventura (wyspa wiatrów). Jest to jedna z największych wysp archipelagu i znajduje się najbliżej  Afryki.  W okresach wiosennych zatem możliwe jest występowanie burz piaskowych( kalma) wywołanych piaskiem przywianym z Sahary. Wtedy właśnie temperatura jest w stanie wzrosnąć nawet do 40 stopni.
Wyspę zamieszkuje około 80 000 ludzi oraz dwa razy więcej kóz, które to mieszkańcy wykorzystują w produkcji mięsa czy sera. Ogólnie wyspa sama w sobie to piaski, wielkie plaże i górzysty teren. Brak roślinności. Nikt nic nie uprawia. Jedyne zielone w okolicy to sztucznie zasadzone palmy czy trawa przy ośrodkach turystycznych.

Poza tym masa wygłoniałych wiewiórek kóz czy osłów dlatego warto mieć zawsze coś przy sobie do pochrupania. Nawet nas na pustkowiu "zaatakował" osiołek. Nie mieliśmy nic dla  niego do jedzenia to złapał nasza mate do leżenia na plaży i rozerwał ;) taki to uparty osioł . Dopiero gdy znalazłam mandarynkę i mu ją rzuciłam zajął się nią a my mogliśmy zwiać :)



   Aby zwiedzić cała wyspę proponujemy wypożyczyć jakiś środek komunikacji. Może to być auto, quad, skuter czy rower. No nie oszukujmy się rowerem zwiedzisz okolicę. Wyspa ma długości około 100km na gpsie.
Z tego wzgędu że podróżowaliśmy z niespełna rocznym szkrabem wypożyczyliśmy samochód.  Koszt za cały dzień wraz z ubezpieczeniem to około 30 euro. W wypożyczalniach również mają foteliki dla dzieci dodatkowo płatne. Koszt zależy od wypożyczalni. Ceny wahają się od 5 - 12euro za fotelik. Bardziej opłacalne jest wypożyczenie auta na cały tydzień i to już na lotnisku. Znajomi zapłacili około 80 euro ze wszystkim. Do wypożyczenia potrzebne Ci będzie prawko i pieniądze.


   Gdy się już wybieracie na objazd całej Fuerty a Waszym punktem wypadowym jest południe czyli Morro Jable czy Costa Calma i okolice to proponujemy objazd zacząć od lewej strony wyspy. Z tej strony trasa prowadzi serpentynami i zajmuje to dużo więcej czasu aniżeli trasa z prawej strony wyspy która wiedzie autostradą. My zaczęliśmy zwiedzanie od la Pared gdzie można zobaczyć piękne klify i dzikie plaże.

Następnie Ajuy (czyt. Ahuj) gdzie zobaczymy czarne plaże i jaskinię.

Kolejno El Cotillo gdzie można popływać w oceanicznym "basenie"

oraz Corralejo piękne miasteczko na północy z widokiem na Lanzarote.
 Tu również zobaczysz plaże niczym pustynie lub popływasz kajtem. Pełno szkółek i deskarzy. Po prostu raj dla miłośników sportów wodnych bo tu przecież wieje cały czas.

 I w drodze powrotnej Puerto del Rosario gdzie znajdziesz zagłebie sklepów ( nawet Ikea) i port lotniczy. Nam już czasu zabrakło żeby zajechać do każdej miejscowości z prawej strony wyspy, spieszyliśmy się na kolację do hotelu. Ale z czego wiem to warto zajechać do Costa Calma zobaczyć lagunę. Ale tu trzeba mieć szczeście bo nie zawsze jest. My widzieliśmy z autostrady ale np. nasi znajomi pojechali specjalnie i nie było ;) Zależy to od pływów oceanu.
No i wracamy do Morro Jable. Autostradą, z samej północy to około 1.5h.



Miejscowość z piękną promenadą wzdłuż oceanu. Z pięknymi plażami i klifem na którym zbudowano kościół. To stąd zaczyna się piaskowa droga na słynną plażę Cofete. I tu powiem że w wypożyczalniach zabraniają wjechać na tą plaże zwykłym autem. Można tylko terenówką. Powiem szczerze że wjeżdzają normalnie... My nie chcieliśmy ryzykować i wybraliśmy się offroad- busem. Tak, codziennie na dworcu autobusowych w Morro Jable o godzinie 10 i 14 wyjeżdża specjalny bus za 8 euro od osoby i wiezie Cię do Cofete.No i oczywiście wraca. Ostatni kurs o 16.30 więc można sobie pozwiedzać.


Cofete jest wioską w której mieszkańcy mają dość cywilizacji i żyją z dala od niej. Tylko oni, góry i ocean. Nie ma tu praktycznie nic poza... restauracją do której dużo osób zajeżdża. Totalne bezludzie i jedna knajpa. My też zaszliśmy. Całkiem dobre regionalne jedzonko.

Kolejną atrakcją dla małych i dużych jest Oasis Park czyli takie jakby ogromne ZOO. Bezpłatny autokar zabiera turytów z hotelu. Jest to całodniowa atrakcja więc proponuję wziąć coś do jedzenia.
Z innych fajnych atrakcji można się wybrać na zorganizowane wycieczki quadami i buggy. Są tam doskonałe tereny do tego typu atrakcji. My niestety tym razem nie mieliśmy możliwości pośmigania, ale z innych doświadczeń powiem szczerze że warto! Piękne widoki i adrenalina! To coś co kocham!
     Co do cen na kanarach to myślę że zbliżone są do polskich. Przeciętny obiad w restauracji 10 euro, piwko 2.5 euro, napoje 1-2 euro. Benzyna również zbliżona ok 1 euro za litr. Ceny ubrań trzeba targować. Oczywiście nie w butikach ale na ulicy już tak. Szczególnie w czwartki 10-13 w Morro Jable jest targ afrykański. To tu Afrykanie wystawiają się z podróbkami znanych marek a ty możesz kupić co Ci się tylko podoba w atrakcyjnych cenach.



   Jednym słowem Fuerteventura jest cudowną wyspą dla wszystkich. Odpoczną tu rodziny z dziećmi, pary spędzą romantyczne chwile. Nawet single znajdą coś dla siebie. Szeroko rozwinięte zaplecze surfingowe zadowolą niejednego surfera :) ale poza tymi wszystkimi atrakcjami chyba najważniejsze jest to że tu na Wyspach Kanaryjskich pogoda jest gwarantowana. Zawsze powyżej 20 stopni, a to pozwala plażować cały rok!


poniedziałek, 29 maja 2017

Gdy Mateusz śpi...

   
  Mateuszek jak się urodził był bardzo grzecznym dzieciątkiem. Szczerze mówiąc nie zaznałam prawdziwego macierzyństwa jak to mówią wszyscy dookoła. Nawet nie wiem co to kolki, bóle brzucha i inne przypadłości wieku niemowlęcego. Nie bujałam bo nigdy tego nie nauczyłam. Dziecko jak czegoś nie zna nie domaga się tego. Natomiast spać uczyłam go od razu w swoim łóżeczku, wiec nie mam problemu z kładzeniem małego. Odkładam i śpi... Lecz teraz gdy Mateusz stał się bardziej świadomym maluchem i gdy po raz pierwszy stanął na nóżkach w grzecznego aniołka wcielił się szatan :) i to dosłownie :) Uwierzcie mi nie mam chwili nawet zjeść. Mój synek się budzi i od razu rozgląda się wokół co zbroić. Najlepiej zepsuć. Grzebie we wszystkich szafkach, zrzuca wszystko. Całymi dniami waruje przy łazience bo bardzo lubi się kąpać i wymusza żeby go tylko włożyć do wanny. Wymusza przeraźliwym płaczem. No wiadomo nie mogę zostawić otwartych drzwi bo jeszcze jakiegoś domestosa wypije. A jak nie łazienka to może coś zdejmę ze stołu? Właśnie! Wszystkie posiłki jakie jem muszę dawać Mateuszowi. Tak! Stoi przy nodze i mędzi pomimo iż jest najedzony. Więc z jednej strony piesek Kirka z drugiej zaś Mateuszek. Moze to i dobre. Muszę zdrowo jeść.
 Jedyny czas kiedy mogę coś zrobić dla siebie to wtedy gdy Mateusz śpi... Pierwsza drzemka, mam czas na kąpiel i śniadanie. Druga drzemka przygotowanie obiadu, ogarnięcie mieszkania. Reszta dnia tylko ja i Mateusz. No i Kuba jak wróci z pracy. Prawdziwa domowa sielanka. Ale powiem Wam jedno. Kocham ten okres!!! Mateusz teraz zaczyna dopiero poznawać świat. Uczy się mówić. Jest z nim kontakt. A ja znów młodnieje ;) bawimy się, wspólnie wygłupiamy. To jest czas dla nas! Korzystamy jak tylko możemy. Tych chwil nikt nam nie zabierze.
A jak u Was wygląda etap "dojrzewania"?

czwartek, 25 maja 2017

Pierwszy lot za nami... czyli bobas pod chmurami :)


Jak każdy rodzic często boimy się pierwszych razów naszych dzieci. Jak zareagują w nowej sytuacji. Czy im się coś spodoba czy też nie. I tak jest od chwili narodzin. Wszystkie gadgety, rozszerzenie diety. Ciągła obserwacja czy wszystko jest okej. Czy malutki organizm dobrze przyswoił nowości. Po tych wszystkich trudnych początkach macierzyństwa Sokołom przyszło się zmierzyć z podróżą samolotem. I powiem Wam że przeżyliśmy. Mateusz też! A cała podróż była tak wspaniała że rozglądamy się znowu za jakaś wycieczką ;) Dzisiejszy wpis jest dla tych którzy pierwszy raz wybierają sie w podróż samolotem. Dlatego wszystko opisuję krok po kroku :) Dla sprostowania to nie był nasz pierwszy lot, to był pierwszy lot naszego Mateuszka!
My wybraliśmy się na Wyspy Kanaryjskie a dokładnie na Fuerteventurę. Początkowo nie spojrzałam ile czasu się leci. Później gdzieś w internecie wyczytałam że na podróż z maluszkiem wybierać się najlepiej na krótkie odległości. A my jak zwykle z grubej rury. Co to dla nas 5 godzin lotu, co to dla Mateusza ;) skoro starzy lubią latać to i on polubi. Przecież to nasze geny ;)
Wylot mieliśmy z Warszawy, dokładnie z Okęcia. Więc 5 godzin lotu plus 3 godziny jazdy autem. Brawo my! Nastał wyczekiwany poniedziałek. Komu w drogę temu czas. Zapakowaliśmy toboły do auta i pojechaliśmy do Warszawy. Gdy wyjeżdzamy na zagraniczne wycieczki samolotowe na lotnisko zawsze jedziemy  autem a te zostawiamy na parkingu przy lotnisku. Skąd busem nas zawożą na lotnisko. Te parkingi bardziej się opłacają niż parking centralnie na lotnisku. Za 8 dni parkowania zapłaciliśmy 69złotych. To chyba dobra cena?! Dla nas bardzo. No więc zostawiliśmy auto i dwie godziny przed odlotem pojawiliśmy się na lotnisku. Na całym lotnisku są monitory z wyświetlanymi przylotami i odlotami. Na tablicy odloty pojawił się nasz lot i numer stanowiska odprawy. Podeszliśmy zgodnie ze wskazówką. Tam daliśmy swoje paszporty zważyliśmy torby, które trafiły już do samolotu i dostaliśmy bilety.

Oczywiście do samolotu wysłaliśmy główny bagaż. Natomiast przy sobie zostawiliśmy bagaż podręczny i wózek Mateuszka. Tym razem jak się leci z takim małym szkrabem caly bagaż podręczny należy praktycznie do niego. Bo przecież dziecko musi coś jeść. No i rzecz jasna czymś przez te 5 godzin sie zająć czyli ulubione zabawki. A jeżeli sie ubranie dziwnym trafem zabrudzi? Musi mieć na zmianę. A jeżeli będzie zimno? Musi być kocyk. No i przecież trochę pampersów... Pierwszy raz przyznam się leciałam w podręcznym bagażu z jedzeniem. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak wpuszczają na pokład z jedzeniem. I teraz już wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Rodzina przechodzi inna bramką jeżeli dziecko jest małe i jeździ wózkiem. A tam już nie ma aż takiego rygoru. Wykładasz jedzenie, i reszte mandzuru na taśmę. Wózek wkładasz też na inną taśmę a Ty sama przechodzisz przez bramkę z dzidziusiem na ręku. Kiedyś podobno kazali rodzicom próbować jedzenia. Teraz mają specjalne testy i na spokojnie wnosisz jedzonko. Więc i Twoje dziecie nie chodzi głodne. Szczerze powiem że i ty nie chodzisz głodna. Bo widziałam ludzi którzy przechodzili z kanapkami pomimo posiadania niemowlaka. My przeszliśmy z 3 litrami wody ;) Po przejściu przez kontrolę udaliśmy się pod bramkę (gate) o numerze który jest napisany na bilecie a jak nie to na tablicy. To stąd będziemy lecieć na Fuerte. Po odczekaniu około godziny zaprosili nas na pokład. Mieliśmy z Jakubem plan. Ululać Mateuszka przed samym wejściem do samolotu. I wszystko by się udało gdyby nie stewardesa. Maluch zasnął w ramionach taty. Weszliśmy do samolotu,wózek zostawiliśmy przed wejściem , czekamy aż ludzie przed nami usiądą i tu nagle przez głośnik informacja. A że staliśmy w takim miejscu że nad głową mieliśmy głośnik Mateusz od razu się obudził więc cały misterny plan na marne. I tu chciałabym podziękować kochanym Paniom które rozdawały miejsca w samolocie. Dały nam A i C gdzie myśleliśmy początkowo że  B zajmie ktoś inny i będzie między nami siedział a jak się okazało to było takie nieoficjalne miejsce Mateuszka. Miejsca wolne w samolocie zostały po prostu przydzielone po cichu nam rodzinom z niemowlętami i chwała im za to! Inaczej przez 5 godzin z maluszkiem na kolanach. A tak Mateusz miał swój rewir na zabawki ;) zanim samolot wystartował poproszono nas o zapięcie pasów. I w tym momencie dostaliśmy pas dla Mateusza. Tak ,podczas startu niemowle musi być przypięte pasem do pasa jednego z rodziców. I tu trafiło na mnie. Siedziałam przy oknie więc wiecej atrakcji dla Mata. W tym czasie Jakub przygotował małemu mleko. Więc gdy samolot zaczął się napędzać i powoli unosić daliśmy Mateuszowi mleko do picia. A to dlatego żeby ciśnienie nie zatykało mu uszu. I żeby aż tak bardzo nie odczuwał przeciążeń. Więc obyło się bez płaczu. Myśle że nawet nie zauważył kiedy wystartowaliśmy. Dla większych dzieci lub dorosłych proponuję rzucie gumy, picie wody lub przełykanie śliny. Po uzyskaniu odpowiedniej wysokości pozwolili odpiąć pasy. I tu już Mateusz rządził jak chciał. Dlatego ważne jest zabrać trochę ulubionych zabawek żeby dziecko się nie nudziło. Dorosły nie wie co ze sobą zrobić przez tyle godzin a co ma powiedzieć dziecko? Bawiliśmy się z nim, trochę zjadł i poszedł spać. Zaczepiał wszystkich wokół. Nawet koledzy do niego przychodzili pokazując nowe zabawki albo po prostu poprzytulać. Ale to taki starszy chłopiec tulił Mateuszka i mówił kochana dzidzia. Chyba chce mieć rodzeństwo ;) no co rodzice działamy :). Kolejna sprawa przewijanie. Przebranie pieluchy na samolocie to też żaden problem. Toalety zawierają przewijak. . W razie awarii wiadomo gdzie trafić ;)
W samolocie bardzo szybko minął nam czas. Mogliśmy razem poprzebywać. Po paru godzinach lotu nadszedł czas lądowania. I to znów ten sam schemat. Mleko celem odblokowania zatkanych uszu. I co? I jesteśmy na Kanarach. Udało się! Wysiadamy z samolotu. Idziemy po walizki. Pod nazwą miasta z którego przylecieliśmy na taśmach zaczeły wyjeżdzać bagaże .Obok na taśmie pod nazwą specjalnego bagażu leżały wózki. Pierwszy lot za nami. Bierzemy nasz bagaż i idziemy w stronę rezydenta biura podróży, a on nas już odpowiednio pokieruje do autokaru, który przetransferuje nas do hotelu. My z naszej podróży zadowoleni. I gorąco polecamy. Nie miejcie oporów podróżowania z maluchem. To jest ogromna frajda. I na pewno nie męczarnia. Dla nas coś wspaniałego i na pewno powtorzymy :)


wtorek, 9 maja 2017

Hamburg i okolice

Co warto zwiedzić w Hamburgu? Dowiesz się tego wszystkiego właśnie tu. Z racji tego że te miasto niemieckie jest często przez nas odwiedzane postanowiłam trochę je Wam przybliżyć.
Hamburg jest wielkim miastem portowym ale paradoksalnie nie leży nad morzem. Do morza jest jakieś 80 km. Natomiast położony jest  nad rzeką Łaba (Elba),której ujście jest w morzu Północnym.
Hamburg tętni życiem o każdej porze roku i dnia. Jest doskonałym miastem pod względem zakupów, zwiedzania czy imprez. Każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Ponieważ my Sokoły nie bardzo lubimy zabytków na naszej stronie dowiesz się co możesz zwiedzić innego.



PARK MINIATUR (Kehrwieder 2-4/Blok D, 20457 Hamburg, Niemcy)
Jest to miejsce bardzo ciekawe i godne polecenia. Atrakcja dla dużych i małych. W pomieszczeniach magazynowych umieszczono ogromne makiety ze znanych nam miast. Każda makieta porusza się na swój sposób. Pokazane jest życie w danym mieście, łącznie ze wschodem i zachodem słońca. Przebywając dłużej przy danej makiecie mamy możliwość uczestniczenia w wypadku samochodowym lub pożarze i przyglądania się całej akcji ratowniczej. Poza tym możemy zaobserwować jak startują i lądują samoloty a nawet poczekać na lot naszego słynnego polskiego LOTU.


FISCHMARKT 
Targowisko miejskie odbywające się w każdą niedzielę w godzinach porannych. Uwielbiam tam jeżdzić! Można na nim kupić od ryb , owoców, słodyczy czy kwiatów po ubrania i inne gadgety. A całość można uwieńczyć pysznym piwkiem w głównej hali przy dźwiękach muzyki. Zawsze organizowany jest jakiś koncert. Fajna sprawa. Poza tym jeżeli nie jesteśmy zainteresowani kupnem niczego na targu warto jednak odwiedzić to miejsce by zobaczyć jak urządzane są licytacje danych produktów.

ELBTUNNEL
Jeżeli jesteś już na Fischmarkcie to jesteś obok przejścia pod rzecznego na drugą stronę. I warto zrobić sobie taki spacerek na drugi brzeg. Możesz również przejechać się tam rowerem. Dziwne uczucie jak masz nad sobą rzekę!

PORT
W tym miejscu mowa o Fischmarkcie da się również zauważyć że  znajdujemy się w porcie Hamburga. I tu warto przepłynąć się statkiem. I wcale nie trzeba płynąć na jakąś zorganizowaną wycieczkę. Bowiem w Hamburgu działają tzw wodne busy. Można płynąć niektórymi statkami na bilecie autobusowym a to znaczy że należą do komunikacji miejskiej. Więc w cenie sieciówki bądź po zakupie jednorazowego biletu możesz przepłynąć się statkiem.

KRAMERAMTSSTUBEN
Jedne z najstarszych zabudowań Hamburga. Kiedyś zamieszkiwane przez wdowy z urzędu Kramer. Dziś znajdują się tam małe sklepiki, galerie i restauracja, Warto tam zajrzeć ze względu na ich sposób zabudowy. Są położone blisko siebie, tworząc korytarz.

RATHAUS i pobliskie sklepy
Warto wybrać się do centrum Hamburga, Tam znajdziesz wiele restauracji, sklepów oraz wielki ratusz będący symbolem miasta. Zaraz obok między kanałami znajdują się pasaże handlowe.. Prawdziwy szał zakupowy. To tu zaopatrzysz się w markowe ciuchy znanych projektantów.

FLOHMARKT
Jak jesteśmy już przy zakupach a Ty jesteś fanem pchlich targów warto wyszukać w pobliżu jakichś flohmarktów. Są to tzw targi rzeczy używanych. Ludzie chcąc pozbyć się swoich starych nieprzydatnych rzeczy wystawiają się na tych targach. Czasami można znaleźć na prawdę fajne i wartościowe rzeczy, A często i nowe za połowę ceny. Także warto zajrzeć i w takie miejsca.
REEPERBAHN ST. PAULI
Ulica wzdłuż której znajdziecie wiele knajp i dyskotek.  To tutaj tętni hamburskie życie.Poza tym niegdyś ulica na która przybywało wielu marynarzy z pobliskiego  portu. St. Pauli - Dzielnica "rozpusty". To tu znajdziesz wiele klubów nocnych, sex shopów i erotycznych teatrów.   A nieopodal na Herbertstrasse znajduje się tzw żelazna brama przez którą mogą przejść tylko mężczyźni rządni wrażeń. Podobno tam przez witryny domów publicznych panie zapraszają do skorzystania z ich usług. Kobiety "turystki" są bardzo niemile widziane i bardzo źle traktowane przez tamtejsze prostytutki. Dlatego miłe Panie zdjęcie i uciekać stamtąd.



No i oczywiście na koniec muszę opisać moją ulubioną atrakcję:
HEIDE PARK (Soltau)
Park rozrywki oddalony około 70km od Hamburga w kierunku Hannoveru. Można tam dojechać autem lub pociągiem. Czynny od kwietnia. Bardzo fajny i godny uwagi park dla dużych i małych. Koszt wstępu około 50 euro. Dużo atrakcji. Można fajnie spędzić czas z rodziną. My jednak jesteśmy fanami rollercoasterów i powiem Wam,że całkiem niezłe te kolejki. Nawet w niektórych przypadkach przysporzyły mi dużo adrenaliny. Ale nie zdradzę szczegółów. Na pewno za każdym razem jak tylko będziemy w Hamburgu odwiedzimy Heide Park!