wtorek, 21 marca 2017

Grunt to zajawka

 

  Czy macie coś takiego jak dziwne zajawki? Które realizujecie za wszelką cenę? My z Jakubem mamy taką jedną ulubioną pasję. hmmm no nie wiem czy można to nazwać pasją ale uwielbiamy wszelkiego rodzaju parki rozrywki. Szczególnie te w których można pojeździć rollercoasterem. Jak tylko mamy możliwość i jesteśmy niedaleko jakiegoś wesołego miasteczka może się walić i palić a my i tak tam będziemy. Pierwszy park jaki odwiedziliśmy i wtedy jeden z ulubionych był pod Chicago w Gurnee. Jeżeli macie możliwość tam być to polecamy. Fajna przygoda. Szczególnie warto wybrać się w okolicach Halloween. Wtedy w parku powstaje dużo różnych domów strachów niczym z amerykańskich horrorów. I nawet uwierzcie mi że kocham thrillery i horrory oglądać i szczególnie się nie boję to w tym parku są momenty strachu. Kocham ten park i zwykle to było najczęstszym miejscem odwiedzanym przez nas.

Jednak któregoś roku w reklamie tv zobaczyłam że wybudowano park rozrywki w Polsce. Dokładnie w Zatorze. Jaka była nasza radość, że wreszcie jest i coś w Polsce. Nie musimy czekać do wyjazdu do USA. Nadeszło lato postanowiliśmy odwiedzić nasz park. Ale jak, ale co? Wówczas jeździliśmy zacną furą Passatem B5 (przemytnik). Stwierdziliśmy sobie skoro jest taki duży możemy w nim przespać się noc i z rana ruszyć do Energylandii. I tak też zrobiliśmy. Wyjechaliśmy w nocy z piątku na sobotę. Do Zatoru mamy dokładnie 516 km . Tak tyle km żeby pojeździć głupią kolejką! Na miejsce dojechaliśmy około 2 w nocy lub rano jak kto woli. Stwierdziliśmy fajnie by było się gdzieś przekimać, żeby być wypoczętym na kolejce!. Szukamy miejsca. Na przeciwko parku dostrzegliśmy budowę. Zatrzymamy się tam. Tak jakby było to auto budowlańców. Jednak nie chcieliśmy żeby nam zaglądali i widzieli nasze pootwierane buzie podczas snu, postanowiliśmy wykleić auto kartkami papieru od środka. No więc godzina przed 3 rano a my namiętnie kleimy.


 Ok wszystko super. Śpimy. Długo nie pospaliśmy bo chyba do 9 gdyż obudził nas skwar. Był lipiec na południu Polski więc możecie sobie wyobrazić jak fajnie. Wstajemy a tu Panowie robotnicy uśmiechnięci z propozycją porannej kawy i toalety. Cudownie. Oczywiście że skorzystaliśmy. Napojeni poszliśmy na podbicie parku. Cały dzień spędziliśmy na kolejkach. Powiem Wam że bardzo fajne atrakcje są w Energylandii i wcale nie takie słabe i obciachowe.

 Uważamy, że robione są na wzór tych z amerykańskiego parku. Może teraz na początku nie jest tak bajkowo. Ale ludzie, dajcie urosnąć tym wszystkim nowo posadzonym roślinom. Za parę lat będzie świetnie. Najfajniejszy chyba i najbardziej extreme jak dla nas był Space booster i powiem że czekając w kolejce nogi mi się trzęsły.

Ale Jakub mnie przekonał że jak nie wsiądę to już nigdy nie wsiądę i będę żałować. I poszłam. I powiem że nie żałuje. Cudowne przeżycie. Wiatr we włosach. Warto polecam i nie taki straszny jak go malują! Po całym dniu w Energy postanowiliśmy poszukać noclegu w Krakowie. W sumie mieliśmy wypatrzone pole namiotowe wcześniej. I tam postanowiliśmy pojechać. Nastawiliśmy navi i dawaj. Prowadzi nas do lasu. Około 7km od centrum Krakowa. Ciemno nic nie widać godzina po 22 chyba. Kurde Jakub chyba nie będziemy się tu zatrzymywać. Tak daleko do centrum? Przecież chyba chcemy iść na rynek na jakieś piwko. Okej jedziemy dalej. Nigdzie nic nie ma. Kurde gdzie tu spać? Jakub mówi słuchaj ja muszę wziąć prysznic i możemy spać w aucie. W sumie wszystko mieliśmy przygotowane. Tylna kanapa położona, tam wielki materac, kołdry, żyć nie umierać. Okej no to śpimy w aucie. Ale znajdźmy jakąś stację z prysznicem. I tu schody. Jak zawsze mija się pełno stacji z pełnym wyposażeniem sanitarnym tak tu i teraz jak potrzebujemy nie możemy znależć. Ludzie! Jeździmy 40 min i nic. Gorąco na maxa już nas lekki szał bierze. Ale znaleźliśmy parking dla Tirów i prysznic. Oporządzeni jedziemy szukać miejscówki na parking naszego domku. Ale Jakubie nigdy nie spałam na rynku w Krakowie! Zaczęliśmy szukać miejsca w samym sercu Krakowa. Znalazło się. Jesteśmy! idziemy na piwko! no może dwa.

Pozwiedzaliśmy, wypiliśmy, poszliśmy spać. Dobrze, że były kartki bo to by był dopiero przypał tak spać i pełno ludzi, pełno turystów. Sami wiecie jak w Krakowie tłoczno. Znów wczesna pobudka, upał w aucie nie do wytrzymania. Wstajemy i co? Śniadanko na rynku, zwiedzanko i w drogę... Bo znów przed nami trochę km...

I wiecie co ? jak tak sobie teraz to piszę i wspominam to myśle że fajna sprawa mieć takie dziwne zajawki. Przynajmniej coś się dzieje i można poopowiadać. I z weekendu powstało fajne wakacyjne wspomnienie. Podzielcie się swoimi rzeczami które lubicie robić i dla tej przyjemności możecie przebyć spore kilometry...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz